Zużyłam + mini recenzje | luty 2017
Na blogu ostatnimi czasy wiatr wieje wszerz i wzdłuż, rzadko publikuję wpisy ale nie zamierzam też usuwać się z blogosfery. Wierzę, że nadejdą dni, kiedy będę miała więcej wolnego czasu aby pojawiać się tutaj częściej, bo najzwyczajniej w świecie – lubię to robić 🙂
Dzisiaj przychodzę z wpisem dotyczącym kosmetyków, które dobrze się sprawowały na przestrzeni ostatnich miesięcy. Zapraszam na mini recenzje kosmetyków, które zużyłam.
Douglas

Demakijaż i oczyszczanie skóry kosmetykami marki własnej Douglas jest przyjemny i skuteczny. Najlepiej  z powyższej trójki w moim subiektywnym rankingu, na którą składają się płyn micelarny, płyn dwufazowy i tonik oceniam Gentle eye make up remover, czyli dwufazowy płyn do demakijażu oczu i ust. Bardzo szybko rozpuszcza i usuwa pełny makijaż oczu, nie podrażnia i nie pozostawia nie lubianej przeze mnie tłustej otoczki. Z kolei płyn micelarny z demakijażem oczu nie radzi sobie tak dobrze, ale jeśli tak jak ja do demakijażu oczu używasz tylko dwufazy to z powodzeniem zaakceptujesz micel do demakijażu twarzy. Nie mam właściwie nic do zarzucenia również tonikowi, ale zarówno micel jak i tonik nie zrobiły na mnie efektu WOW. Dwufazę z przyjemnością kupię ponownie – polecam 🙂

  

Yase Cosmetics

Duet naturalnych kosmetyków Yase Cosmetics: serum i krem na dzień bardzo pozytywnie zapadły mi w pamięci. Kosmetyki Yase Cosmetics to naturalne kosmetyki posiadające organiczne, wegańskie i bezglutenowe receptury
zawierające unikalne ekstrakty naturalne pozyskiwane ze szlachetnych
minerałów, z których każdy oferuje wyjątkowe właściwości
przeciwstarzeniowe, ochronne i pielęgnacyjne. To produkty stworzone do
przechowywania w lodówce, wytwarzane na zamówienie, zawsze więc świeżo
przygotowywane. Serum do twarzy o żelowo-wodnej formule szybko się wchłania, odświeżający
miętowy zapach natychmiast przynosi ukojenie skórze, odświeża ją, pobudza i
dodaje elastyczności. Napięcie skóry wyczuwalne jest już chwilę po aplikacji. Stosowałam zarówno rano jak i wieczorem – o poranku dodaje energii do
działania, wieczorem odświeża i koi po całym dniu.
Z kolei krem do twarzy posiada zaskakująco lekką formułę, która nie obciąża skóry, nie wchłania się do matu, pozostawia
lekki film, ale prawie niewyczuwalny, bardzo przyjemny i komfortowy, z którym doskonale współgrają kosmetyki kolorowe. Pod
makijaż jest wręcz idealny. Przy regularnym stosowaniu kremu dostrzegłam
poprawę nawilżenia skóry, ale przede wszystkim jej wygładzenie i
sprężystość. Pełną recenzję tych kosmetyków znajdziesz tutaj [klik].

 

Tołpa
Normalizująca pianka do mycia twarzy Tołpa to produkt, który z pewnością docenią osoby borykające się z niedoskonałościami skórnymi. Świetnie oczyszcza a dzięki świeżemu zapachowi przyjemnie chłodzi. Kupiłam ją latem, kiedy moja cera szalała i produkowała nadmiernie sebum – sprawdziła się bardzo dobrze, na tyle dobrze, że z przyjemnością kupię w sezonie letnim ponownie. Nie zawiera mydła ani SLS-u tylko łagodne substancje myjące dzięki czemu
łagodnie się pieni, nie zaburza pH i nie wysusza skóry. W formule znajdują się również substancje stopniowo złuszczające i odblokowujące pory, więc przede wszystkim kierowana jest do cer tłustych. Bardzo fajny produkt oczyszczający w przystępnej cenie, więcej o nim tutaj [klik].
Tradycyjnie w moich zużyciach Effaclar DUO+, produkt legenda, który ma stałe miejsce w pielęgnacji. Zawsze pod ręką w sytuacjach wysypu niedoskonałości na twarzy. Recenzja na moim blogu powstała już dawno tutaj [klik]. Podobnie jak stałe miejsce ma u mnie woda termalna, używam różnych dostępnych na rynku i właściwie to nie bardzo widzę różnicy w działaniu. Kupuję te, które są aktualnie w promocyjnych cenach lub czasem otrzymuję do zakupów w Super Pharm, tak jak było akurat w przypadku Uriage.

Dr Irena Eris

Serię Algorithm Dr Irena Eris bardzo lubię, szczególnie serum – zużyłam kolejne opakowanie i z pewnością nie ostatnie. Algorithm to innowacyjna seria kosmetyków przeciwzmarszczkowych, dedykowana kobietom
powyżej 40 roku życia pobudzająca skórę do
regeneracji i zwalczania oznak jej starzenia. Serum cechuje niepowtarzalny morski zapach, przenoszący natychmiast na nadmorskie wspomnienia – idealny do domowego SPA. Konsystencja płynna choć nie całkowicie wodna, pozostawiająca na skórze bardzo przyjemny wygładzający film, który potrzebuje trochę czasu na wchłonięcie, stąd aplikuję tylko na noc. Serum pozostawia skórę gładką i miękką w dotyku, elastyczną, promienną i
świeżą wizualnie. Efekt jest widoczny i odczuwalny już chwilę po
jednorazowej aplikacji, a systematyczność stosowania nasila go i
utrzymuje w czasie. U mnie spisuje się świetnie, więc polecam! Pełna recenzja w duecie z maską do twarzy tutaj [klik]. Krem do twarzy na noc z tej samej serii również bardzo dobrze służy mojej cerze. Aktualnie mam z tej serii krem pod oczy, ale o nim stworzę odrębną recenzję 🙂
Bardzo polecam również koncentrat dwufazowy przeciw niedoskonałościom Lierac – to kolejna zużyta przeze mnie buteleczka. Idealny na jednorazowe wypryski, bardzo szybko się z nimi rozprawia. Aplikujemy go punktowo, w zależności od stanu i rodzaju wyprysku, działa cuda nawet przez jedną noc. Mam już kolejną buteleczkę, pełna recenzja tutaj [klik].
Nawilżający krem do twarzy Clarins o bogatej formule – mała pojemność 15ml nie wystarczyła na długo, ale rewelacyjnie sprawdził się podczas ostatnich minusowych temperatur stosowany na dzień. Sprawdził się tak dobrze, że z pewnością skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie.
Nie planuję z kolei ponownego spotkania z kremem pod oczy YstheAL Avene. Niczego złego nie zaobserwowałam, ale niewiele też dobrego. Ot, poprawny krem pod oczy, ale jak dla mnie na noc (czyli wg zaleceń producenta) trochę za lekki – preferuję krem pod oczy na noc o bogatszej formule.
   
SKIN79

Bardzo dobra oczyszczająca i zwężająca pory maska SKIN79. Znalazła się w kosmetycznych hitach minionego roku tutaj [klik], ale niestety wycofywana z oferty, więc pozostaje mi tylko stwierdzić: szkoda 🙁
Maseczki w płachtach Sephora lubię i często u mnie goszczą. Zużyłam zdecydowanie więcej, ale z reguły opakowania po maseczkach od razu trafiają do kosza. Maska pod oczy z lotosem to jedna z moich ulubionych, mam już koleje. W przypadku tego typu produktów nie mogę jednoznacznie stwrdzić, że efekt który uzyskuję utrzymuje się w czasie ale przy regularnym stosowaniu okolice oczu zyskują. Planuję odrębny wpis właśnie o tych maseczkach, dodam tylko, że nie wszystkie wersje lubię – regularnie kupuję kilka z kilkunastu dostępnych.
 
Sephora

Rewelacyjny jak dla mnie musujący żel pod prysznic o cudownym zapachu kokosa Sephora. Nie wysusza, nie podrażnia, świetnie oczyszcza, zapachem koi zmysły – warto polować na promocjach.
Podobnie uwielbiam pianki pod prysznic Douglas Home SPA. Bardzo przyjemny produkt do mycia ciała i z pewnością nie ostatni w mojej łazience.

Fresh&Natural

Absolutnie genialne naturalne produkty Fresh&Natural, które urzekły mnie od pierwszego otwarcia. Zużyłam malinowy peeling do ciała i balsam tej samej wersji zapachowej – aktualnie mam orzechowy. Bezpieczne receptury, super nawilżające rewelacyjne formuły i obłędne zapachy. Jeśli jeszcze nie znasz tych produktów, to koniecznie zajrzyj tutaj [klik] i sprawdź jak wyglądają te produkty od wewnątrz. Wytwarzane ręcznie i dopieszczone do maksimum! Idealne w pielęgnacji ciała, bardzo polecam, z pewnością jeszcze niejednokrotnie się spotkamy.
Mgiełki do ciała używam przede wszystkim wiosną i latem, ale ta konkretnie wersja zapachowa Paris Amour nie przeszkadza mi w żadnych warunkach atmosferycznych, choć to kwiatowo-owocowa kompozycja. To – moim zdaniem – jeden z najpiękniejszych zapachów z całego różnorodnego asortymentu Bath&Body Works. Z połączenia zapachu francuskiego tulipana,
kwiatu jabłoni i różowego szampana stworzono piękny zapach przywodzący
na myśl romantyczny spacer uliczkami Paryża. To zapach bardzo
romantyczny, który wprowadza w dobry nastój, pomaga się zrelaksować,
wyciszyć i poczuć bardzo wyjątkowo. Moja recenzja tutaj [klik].

  

Biolove

Bardzo polubiłam się z kosmetykami Biolove, na tyle, że umieściłam je w hitach minionego roku. Odpowiadają mi pod każdym względem, krem do rąk malinowy zużyłam z przyjemnością i prawdopodobnie kupię ponowie, ale myślę, że w innej wersji zapachowej, co oczywiście nie oznacza, że malinowemu mam cokolwiek do zarzucenia. Krem bardzo dobrze nawilża, koi i regeneruje, dość szybko się wchłania, niedługo po aplikacji można wrócić do obowiązków bez obawy o niedogodności.
Ten mały kremik do rąk nagietek marki Purederm również świetnie się spisywał, ze względu na małą pojemność nosiłam go w torebce, ale był całkiem niezły. Kiedyś kupiłam go w drogerii Natura, ale ostatnio ich nie widzę. Kosztował kilka złotych, więc jeśli traficie, to warto się skusić.
Na zakończenie preparat do usuwania skórek wokół paznokci Sally Hansen, który uwielbiam – mam już kolejne opakowanie. Świetnie i szybko rozpuszcza skórki, nie wymagają wycinania, nie wyobrażam sobie wykonywania manicure bez uprzednio jego użycia.
To wszystkie kosmetyki, których opakowania nie trafiły od razu do kosza po ich zużyciu. Zansz te produkty? W kolejnym wpisie pokaże kilka nowości, które do mnie trafiły 🙂
Pozdrawiam ciepło, Aga 🙂 

Powrót na górę