- przez Agnieszka KzMP
Czy tylko ja jestem nienormalna i mam aktualnie „w obiegu” trzy kremy do rąk? Jeden stoi cały czas w łazience nieopodal umywalki – pisałam o nim TUTAJ KLIK, drugi na szafce nocnej w sypialni, trzeci w salonie na półce nad telewizorem … o matko są cztery !!! bo ten jest czwarty … i wędruje razem ze mną wszędzie w torebce. Wy też tak macie? Czy to zjawisko jest normalne? Na to pytanie odpowiedzcie mi, proszę, w komentarzach, a tymczasem mam dla Was kilka informacji na temat kremu do rąk, który występuje na naszym rynku od dawna, ale w mojej torebce wędruje co prawda już od pewnego czasu, ale to jego pierwsza wizyta.
Pamiętam, że kiedyś miałam już krem do rąk z Neutrogeny, nie pamiętam dokładnie jaki, ale pamiętam, że był w wersji zimowej – był tak gęsty, tłusty i pozostawiał mega wielki biały film na dłoniach, że w niczym nie odbiegał od zwykłej wazeliny. Byłam nim bardzo zniesmaczona i przez kilka dobrych lat omijałam te kremy do rąk szerokim łukiem, aż w końcu pomyślałam, że może coś się zmieniło i nabyłam drogą kupna 🙂 odżywczy krem do rąk z maliną nordycką.
Neutrogena przywędrowała do nas z Norwegii, aktualnie jest obecna w ponad 70 krajach na świecie. Powodem, dla którego ten krem trafił do mnie, była w głównej mierze ciekawość: co to jest malina nordycka, jak działa i czy w ogóle działa? 🙂 Sprawdziłam na stronie Producenta, gdzie dowiedziałam się, że: malina nordycka to Superowoc (!) z Norwegii zawierający dużą ilość przeciwutleniaczy i mikroelementów. Owoce maliny nordyckiej wykazują cenne, niespotykanie silne właściwości antyutleniające, zawierają unikalne bogactwo witamin, zwłaszcza witaminy C oraz wapnia, magnezu i kwasu benzoesowego. Podobno występuje w złotym kolorze i dlatego jej wartości odżywcze nazywane są „Złotem Skandynawii”.
Malina nordycka nazywana jest inaczej maliną moroszka i w odróżnieniu od znanych nam malin w naszych ogródkach, których owoce w efekcie dojrzewania zmieniają kolor z białego na czerwony, tak w przypadku malin nordyckich dojrzałość osiągają zmieniając kolor z czerwonego na złoty. Nie wiem na ile jest zjawiskiem realnym i prawdziwym, ponieważ nigdy nie widziałam na własne oczy maliny nordyckiej, ale domniemam, że jeśli tak piszą, to pewnie jest to prawdą. Złote maliny !!! – to dopiero musi być widok … hmm. Malina nordycka naturalnie występuje rzecz jasna w Norwegii, ale również w Rosji, Kanadzie i Alasce. Ciekawostką dla mnie jest fakt, że potrafi przetrwać skrajne wahania temperatur od – 40 stopni C do + 30 stopni C. W norweskiej kuchni malina nordycka jest pysznym i zdrowym przysmakiem, częstym składnikiem dżemów, soków, lodów, likierów i wina. Jest
też podawana z bitą śmietaną jako deser zwany Cloudberry cream. Medycyna
naturalna stosuje ją także jako środek przeciwgorączkowy (owoce i
liście). Norwedzy umieścili malinę nordycką w herbie gminy Nesseby, a Finowie na monecie 2 euro. Czy wobec tego nie powinnam zwracać się do niej JEJ WYSOKOŚĆ MALINA NORDYCKA ?
Prezentacja kremu odbywa się w ogródku mojej mamy, gdzie maliny są nieodłącznym elementem, podobnie zresztą jak różnego gatunku róże. Moja mama chyba lubi kolce … Niestety musiałam zadowolić się sesją fotograficzną w otoczeniu naszych polskich pięknych czerwonych malin, bo do tych nordyckich trochę miałam nie po drodze 🙂
Skupiając się na samym produkcie, jakim jest krem, to na początek przytoczę informacje, jakie znajdujemy na opakowaniu. Udowodniono klinicznie, że unikalna odżywcza formuła kremu współgra z naturalnymi procesami zachodzącymi w skórze i poprawia 3 x poziom jej nawilżenia*. Skóra dłoni staje się miękka i odżywiona dzień po dniu. Lekka, nietłusta konsystencja ma delikatny zapach, szybko się wchłania. Odpowiedni dla skóry wrażliwej.
*indeks poziomu nawilżenia, 7 godzin po aplikacji.
Skład: Aqua, Glycerin, Paraffinum Liquidum,
Behenyl Alkohol, Dimethicone, Butyrospermum Parkii Butter, Elaeis
Guineennsis Oil, Glyceryl Stearate, Isopropyl Palmitate, PEG-100
Stearate, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Zea Mays Starch,
Ethylhexylglycerin, Candelilla Cera, Cetyl Alcohol, Hydrogenated
Vegetable Oil, Myristyl Alcohol, Olus Oil, Stearyl Alcohol,
Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate, Crosspolymer, Chlorphenesin, Sodium
Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum. (27.09.2013)
Pojemność: 75ml
Cena: +/- 12zł
Krem przeznaczony jest do pielęgnacji przesuszonych dłoni, zdecydowanie poprawia stan ich nawilżenia, ale czy 3-krotnie, no nie wiem … 🙂 Zatrzymajmy się chwilę przy składzie – główny nawilżacz: gliceryna na drugim miejscu, ale tuż za nią „dumnie” prezentuje się parafina, która w przypadku kremu do rąk aż tak mi nie przeszkadza, no ale trzecie miejsce to w końcu podium 🙂 Kolejny behenylalkohol wygląda źle, ale w praktyce to emolient o wyglądzie woskowatej masy, który w kosmetyce służy jako alkohol tłuszczowy nadający produktowi odpowiednią konsystencję oraz
substancja natłuszczająca, wygładzająca, nadająca skórze miękkość,
elastyczność i gładkość. Dimethicone to również emolient, który zapobiega nadmiernemu odparowywaniu wody (jest to pośrednie działanie nawilżające), w kosmetyku pełni funkcje emulgatora. A dalej zaczyna się już fajnie: wszechstronne masło shea, przede wszystkim bardzo dobry nawilżacz, olej palmowy, nasza tytułowa malina nordycka, skrobia kukurydziana, wosk z liści mlecza, uwodoroniony olej roślinny, poza tym kilka konserwantów zapewniających trwałość produktu i chroniących go od bakterii i drobnoustrojów. Nie jestem profesjonalistą w zakresie rozszyfrowania INCI, być może się nie znam, ale wydaje mi się, że to stosunkowo „normalny” skład kremu do rąk. Znajdziemy tu kilka fajnych składników pochodzenia roślinnego, a poza tym, słuchajcie, jak ja lubię kosmetyki, które w składzie parfum (substancje zapachowe) mają na ostatnim miejscu !!! Ten fakt w moim mniemaniu ostatecznie broni ten produkt przed konstruktywną co prawda, ale w końcu bądź co bądź … krytyką 🙂
Typowa, plastikowa tubka skrywa treściwy krem, który bardzo dobrze i szybko się wchłania i oprócz pozytywnego nawilżenia nie pozostawia na skórze tłustej warstwy, tylko delikatny „film” zapewniający miękkość i gładkość dłoni. Krem jest bardzo wydajny, mała kropka wyciśnięta z tubki wystarcza na pokrycie całej powierzchni skóry dłoni. Zapach produktu również zaskakuje, ponieważ wbrew pozorom krem nie pachnie owocami maliny, ale jej liśćmi już tak – jak dla mnie jest to roślinny zapach, cokolwiek by to nie znaczyło 🙂 Norweska formuła w przypadku tego produktu z całą pewnością się sprawdziła i będę chętnie do niej wracała. Ten krem nie ma nic wspólnego ze swoją siostrą lub bratem Neutrogeno-wazelina, która nie pamiętam jak się nazywa, bądź co bądź tamten to spłaszczona butelka z pompką. I tutaj wyraźnie widać, że opakowanie to nie wszystko – wydawać się by mogło, że skoro butelka z pompką to pewnie wyższa jakość, nic bardziej mylnego (przynajmniej w moim odczuciu), zawartość zwykłej tubki ze zwykłym korkiem bije na łeb zawartość wygodnej buteleczki z pompką.
Co mogę dodać – jak na prozaiczny produkt przystało jakim krem do rąk, to chyba się trochę rozpisałam 🙂 By the Way – polubiliśmy się, ba … szukam go chętnie w torebce (często graniczy to z cudem 🙂 też tam macie taki burdel?) i równie chętnie wcieram w łapki. Jak na krem do rąk to daję mu wysokie noty i jedyne co mogę dla niego zrobić, to go zwyczajnie i po ludzku Wam polecić. Na aktualny sezon jesienny bedzie jak znalazł.
Znacie? lubicie? polecacie? dajcie znać o Waszych faworytach w tej dziedzinie. Aha, co z moim pytaniem? czy macie w domu/pracy/torebce/siłowni/ otwarty tylko jeden krem do pielęgnacji dłoni?
Pozdrawiam ciepło, Aga.