Moja Wakacyjna Nadmorska Kosmetyczka Sierpień 2014

Moja Wakacyjna Nadmorska Kosmetyczka Sierpień 2014

Usłyszałam dzisiaj rano w telewizji, że to ostatni tak słoneczny dzień lata w rym roku. Niejednokrotnie doświadczyliśmy na własnej skórze, że meteorolodzy czasem mijają się z prawdą, no ale gdyby okazało się, że jednak lato już minęło w sensie dosłownym, to ja przecież mam zaległy post o mojej wakacyjnej nadmorskiej kosmetyczce, czyli nic innego jak przegląd kosmetyków, które zabrałam ze sobą na urlop. Spieszę więc z opisem, ponieważ temat ten już niedługo może okazać się mało aktualny 🙂 chociaż kosmetyki, które za chwilę zobaczycie można z powodzeniem stosować bez względu na porę roku.
Urlop w tym roku był dla mnie szczególny, ponieważ pierwszy od dwóch lat i przede wszystkim pierwszy we trójkę. Moja córeczka skończyła roczek i postanowiliśmy w pierwsze urodziny zabrać ją na wakacje – wybraliśmy sentymentalnie nasz polski Bałtyk, a konkretnie Mielno. Podróżowaliśmy własnym samochodem, więc mogliśmy się zatrzymać wszędzie tam, gdzie było nam wygodnie i co najważniejsze – moja córeczka zniosła kilkugodzinną podróż bardzo dobrze 🙂
Ale do rzeczy: co ze sobą zabrałam?
Kiedy przyszło mi spakować kosmetyczkę, weszłam do łazienki i zbaraniałam 🙂 po prostu nie wiedziałam jak to wszystko co chciałabym zabrać pomieścić w bagażu. Z pomocą przyszły bardzo przeze mnie lubiane wersje demonstracyjne produktów, których ostatnimi czasy się sporo nazbierało, m.in. dzięki beGlossy czy ShinyBox.

Do pielęgnacji twarzy zabrałam:

  • w ramach kuracji dermatologicznej, o której pisałam TUTAJ KLIK pojechały ze mną Acnatac i Klindacin T. Nie będę się w tym momencie nad nimi rozwodzić, ponieważ o ich działaniu pisałam już, a aktualizację będę na bieżąco zamieszczać.
  • trio z Dermedic, krem pod oczy, serum nawadniające i płyn micelarny – wszystkie z gamy Hydrain 3 to doskonałe dermokosmetyki, o których pisałam TUTAJ KLIK. Są to produkty bardzo dobrze nawilżające, więc po ekspozycji na słońce jak znalazł 🙂 Szczególnie polecam serum, które uwielbiam przede wszystkim za bardzo lekką formułę i natychmiastowe niemalże nawilżenie bez tłustego filmu.
  • woda termalna La Roche Posay – mała wersja znaleziona w którymś z pudełek beGlossy. Od zawsze używałam wody termalnej z VICHY, więc do zmiany podeszłam dość sceptycznie, ale uznałam, że to dobry moment aby ją zużyć – na plaży zawsze się przyda. Woda z LRP nie jest zła, ale mnie bardziej nadal zachwyca VICHY, które moim zdaniem ma delikatniejszy zapach i być może to wina spryskiwacza, ale mgiełka jest lżejsza.
  • krem do twarzy IDEALIA VICHY do cery normalnej i mieszanej – mała wersja, która trafiła do mnie jako gratis podczas zakupów VICHY, pisałam o nich TUTAJ KLIK. Krem IDEALIA to jeden z moich wielkich ulubieńców, wracam do niego bardzo często i staram się zawsze go mieć. Uwielbiam za formułę, zapach i efekt pięknej, gładkiej i promiennej buzi.
  • krem do twarzy na noc z ekologicznym mleczkiem pszczelim Love Me Green ORGANIC – mała wersja również znaleziona w pudełku. Pierwszy mój kosmetyk tej marki i od razu zachwyt, bardzo się polubiliśmy. Jest to jeden z tych kremów na noc o treściwym i mocnym nawilżeniu, fajny ekologiczny skład – buzia rano jest gładka i miła w dotyku.

Nie spodziewałam się podczas urlopu wielkiego słońca, ale mimo wszystko
zabrałam ze sobą kosmetyki z wysokim filtrem przeciwsłonecznym. I tak rodzinkę Dermedic uzupełniłam o mleczko ochronne dla skóry wrażliwej każdego typu, które chroni przed promieniowaniem zarówno UVA jak i UVB. Mleczko ma wysoki faktor SPF 50, oparzenia słoneczne szczególnie w przypadku tak jasnej karnacji jak moja dzięki niemu są wyeliminowane. Mleczko łatwo się rozprowadza, pozostawia lekki film na skórze, ale jednocześnie sprawia, że czujemy się komfortowo i bezpiecznie. W moim przypadku takim najbardziej narażonym obszarem na oparzenia słoneczne są ramiona i tam właśnie w głównej mierze lądował kosmetyk.
Bardzo lubię kosmetyki marki Dermedic i polecam wszystkim, którzy poszukują dobrych, a przede wszystkim tanich dermokosmetyków. Więcej na temat samej marki i poszczególnych jej produktów można dowiedzieć się ze strony internetowej Producenta www.dermedic.pl. Szczególnie polecam do zajrzenia na stronę www.najlepszyplynmicelarny.pl, gdzie na przykładzie płynu micelarnego właśnie Dermedic możemy dużo się dowiedzieć na temat samego produktu jakim jest płyn micelarny: co to jest? jak go dobrać do skóry? dlaczego tak ważne jest delikatne oczyszczanie twarzy i jej nawilżanie? i wiele, wiele innych …
Produkty do nabycia w dobrych aptekach lub połączonych z drogerią, np. Super Pharm.

No dobrze, ale to nie wszystkie kosmetyki, które były ze mną na urlopie. Ochrona przeciwsłoneczna jest dla mnie osobiście bardzo ważna, dlatego były ze mną jeszcze:

  • kompakt mineralny Photoderm MAX SPF 50+ marki BIODERMA – jego dokładną i szczegółową recenzję znajdziecie TUTAJ KLIK. Właściwie od tamtego momentu nic się nie zmieniło – dla mnie kosmetyk ten klasyfikuję jako odkrycie sezonu – doskonały!!! Idealny na plażę, opakowanie wyposażone w lusterko i gąbkę pomaga w aplikacji co jakiś czas, a fakt, że dodatkowo wyrównuje koloryt skóry podobnie jak krem BB to stawia go na piedestale.
  • na popołudnia po powrocie z plaży i zmyciu z siebie plażowego filmu zabrałam końcówkę już kremu Cleanance do skóry tłustej lub trądzikowej marki AVENE SPF 30, o którym również pisałam recenzję, do poczytania TUTAJ KLIK . Jedyne co mogę zarzucić temu kremikowi to to, że jest jeszcze z generacji „zabielaczy”, czyli po nałożeniu na twarz bieli, ale po 2-3 minutach tego filmu już nie ma. A poza tym matuje i daje takie miłe i przyjemne w dotyku wykończenie.
  • ostatni z serii przeciwsłonecznych, którego używałam to olejek do opalania w spray’u SPF 20 marki KOLASTYNA. O nim nie było recenzji na blogu, a jest to produkt o średniej ochronie, wodoodporny i z uwagi na zawartość oleju ze złocistej palmy przyspieszający pojawienie się opalenizny. Używałam tego produktu już po pierwszej ekspozycji na słońce, wtedy, kiedy miałam pewność, że moja skóra nie „złapie” już różowych tonów. Fajny produkt, aha, super pachnie!

Do przemywania twarzy w ciągu dnia – nie tylko na plaży – używałam chusteczek do demakijażu bebeauty z Biedronki. Chusteczki klasyfikowane są dla każdego rodzaju skóry, zawierają płyn micelarny, alantoinę i panthenol. Szczególnie te dwa ostatnie są rekomendowane do ukojenia skóry będącej w dłuższej ekspozycji na słońce. Jedne z najlepszych chusteczek do demakijażu na rynku, a do tego jedne z najtańszych 😉 czego chcieć więcej.
Do mycia twarzy zarówno rano, jaki wieczorem z uwagi na dość małą pojemność, bo 150ml, zabrałam hipoalergiczny żel myjący do twarzy PHYSIOGEL, o którym ostatnio była notka TUTAJ KLIK. Bardzo delikatny i przede wszystkim skuteczny żel do oczyszczania twarzy właściwie ze wszystkiego. Nie wysusza. Można stosować go do mycia twarzy bez użycia wody – ta metoda jest bardzo dobra dla potrzebujących nawilżenia twarzy.

W kwestii pielęgnacji ciała po kąpielach słonecznych postawiłam na świetne produkty Le Petit Marseilais, o których pisałam podczas kampanii ambasadorskiej TUTAJ KLIK. W tym miejscu muszę przyznać, że przydały się bardzo jednorazowe saszetki z produktami. Żel pod prysznic bardzo polubiłam za formułę, niby kremowa – a lekka, trochę spływająca, delikatnie się pieni i bardzo delikatnie pachnie – nie jest to jeden z tych słodkich, duszących zapachów, które w nadmiarze mogą powodować efekt sztuczności i przesytu. Z kolei mleczko nawilżające z masłem shea, słodkim migdałem i olejkiem agranowym ma doskonałe właściwości nawilżające. Odkąd zaczęłam go używać nie rozstaję się z nim, i chociaż rzeczywiście pachnie bardzo słodko i ciasteczkowo, to mimo wszystko sprawia, że skóra jest aksamitna, nawilżona i miła w dotyku. Co najważniejsze mleczko to nie zrujnuje nas finansowo 🙂
Dodatkowo, w obawie, że te kilka saszetek mleczka szybko się skończy – i tak też się stało – to włożyłam do kosmetyczki wersję demonstracyjną 50 ml balsamu do skóry z rozstępami z Plamers’a, przede wszystkim dlatego, że w składzie posiada masło kakaowe i witaminę E, które świetnie regenerują skórę po opalaniu. Kilka rozstępów po ciąży pewnie u mnie by się znalazło, ale czy ten produkt jest lekiem na rozstępy? Zużyłam cały, ale tylko było 50ml, więc trochę za krótko trwała kuracja aby racjonalnie ją ocenić. Na pewno mleczko fajnie pachnie i ma całkiem niezły skład – podejrzewam, że w dłuższym okresie czasu przynosi pewne efekty. Swoją drogą to myślałam już o tym, aby przyjrzeć się produktom marki Palmer’s i na pewno to nastąpi.

AVON również mnie nie zawiódł tym razem. Na temat mineralnego olejku w spray’u z połyskującymi drobinkami szykuję osobną recenzję – dzisiaj mogę stwierdzić, że posiada zarówno zalety, jak i wady. Niewątpliwą zaletą jest fakt, że daje na skórze efekt pięknego rozświetlenia bez sztucznego brokatu – niezapomniany efekt „glow” w zachodzącym nadmorskim słońcu.
Perfumy z kolei zabrałam w ciemno, jeszcze w oryginalnym kartonowym opakowaniu. Wyglądem przypominały mi lazurowe wybrzeże, więc pomyślałam, że nad naszym Bałtykiem też się sprawdzą. I nie pomyliłam się. Outspoken FRESH by Fergie to pozycja dla mnie idealna na lato – bardzo świeże, orzeźwiające i energetyczne. Klasyfikowane są w kategorii kwiatowo – owocowej z nutami zapachowymi:

  • nuta głowy: nektar z białej brzoskwini, kwiat pomarańczy, różane liczi, 
  • nuta serca: jaśmin, magnolia, kwiat guawy, 
  • nuta bazy: skórzane nuty, irys, drzewo sandałowe.

Bardzo udana kompozycja zapachowa, która wprawia od razu w dobry nastój, rewelacyjnie pachnie na rozgrzanej od słońca skórze. Lekki, świeży i orzeźwiający – jestem przekonana, że spodoba się niejednemu, nawet najbardziej wybrednemu gustowi. Trwałość perfum nie jest jakoś powalająca, szczególnie na ciele, ale na ubraniach utrzymuje się nawet następnego dnia.

Włosy – tutaj miałam największy problem, jak zabrać te butle? Wtedy przypomniałam sobie, że mam kilka saszetek szamponu VICHY DERCOS NEOGENIC, które otrzymałam gratis podczas zakupów dermokosmetyków VICHY. Szampon, jak szampon, nie zauważyłam jakichś szczególnych właściwości pielęgnacyjnych, ot, produkt do umycia włosów z zanieczyszczeń i kosmetyków stylizacyjnych.
Moje włosy po umyciu wymagają ZAWSZE odżywki lub maski, w przeciwnym razie mam problemy już z och rozczesaniem, nie wspominając już o efekcie końcowym po ich wyschnięciu. Szczęśliwym trafem spotkałam w „Biedronce” jakiś czas temu jednorazowe saszetki maski do włosów BIOVAX L’biotica – pięć sztuk dwóch rodzai, jedna regenerująca do włosów blond, druga naturalne oleje: argan, makadamia i kokos. REWELACYJNE MASKI!!! Obydwie, bardziej dla siebie oscylowałabym wokół tej do włosów blond, aczkolwiek ta z olejami również jest niczego sobie. Obydwie świetnie wpływają na kondycję moich włosów, bardzo dobrze je ujarzmiają, wygładzają i sprawiają że są miękkie, miłe w dotyku i delikatne jak puch. Z całą pewnością nabędę pełnowymiarowe opakowania – jak zużyję zapas produktów pielęgnacyjnych do włosów, które obecnie mam w obrocie 🙂
Będąc nad morzem nie mogło zabraknąć w mojej kosmetyczce soli morskiej do włosów w spray’u TONI & GUY. Kultowy już produkt, który zna chyba każda włosomaniaczka, wyróżniony w 2012r. przez magazyn Twój Styl jako Doskonałość Roku. Produkt, który ma za zadanie kreować „rozczochraną” fryzurę, nie sklejając przy tym włosów i sprawiając, że wyglądają na naturalne. Rzeczywiście po jego zastosowaniu mamy na głowie efekt artystycznego nieładu, nie obciąża przy tym włosów – jest bardzo lekki i ślicznie pachnie. Jego największą zaletą jest fakt, że po jego zastosowaniu włosy układają się w piękne fale, a nie klasyczne siano. Polecam!
I ostatni produkt do włosów, malutka buteleczka oleju arganowego do włosów. Produkt, który musi być w mojej łazience stale i niezmiennie. Uwielbiam jego zapach na włosach, stosuję na mokro i na sucho, wcieram namiętnie w końcówki i … moje włosy bez niego nie żyją. Na pewno pojawi się za jakiś czas obszerna opinia tego produktu.

To by było na tyle, jeżeli chodzi o produkty pielęgnacyjne – ale jak każda kobieta, nawet jeśli nie będę się malowała to kosmetyki kolorowe muszę mieć! A nuż trafi się kolacja z mężem, albo po prostu nabiorę ochotę na makijażowy „look”. Jeśli jesteście ciekawe co ze sobą zabrałam, to zostańcie 😉

W kwestii wyrównania kolorytu twarzy i zakrycia tego co potrzeba, przynajmniej w stopniu zadowalającym postawiłam na CC creme z gamy ROSALIAC od LA ROCHE POSAY. Wiedziałam, że mnie nie zawiedzie – doskonały pod każdym względem, o czym pisałam już TUTAJ KLIK. Od tamtego momentu nic się nie zmieniło, używam go stale i jestem chyba jeszcze większą jego fanką niż na początku jego jestestwa w mojej kosmetyczce. Pięknie wyrównuje koloryt skóry twarzy, stapia się z nią, daje satynowe wykończenie i maskuje zaczerwienienia w stopniu mnie zadowalającym. Ponadto ładnie pachnie, dobrze się rozprowadza, ma świetne właściwości pielęgnacyjne i przede wszystkim SPF na poziomie 30. Ideał 🙂 Gorąco polecam ten krem! 

Z racji tego, że spodziewałam się kontaktu oczu z wodą – szczególnie na basenie – zabrałam ze sobą maskarę wodoodporną BOURJOIS TWIST up the VOLUME. Według Producenta maskara ta ma pogrubiać i wydłużać rzęsy, a to za sprawą „twist”, czyli szczoteczki 2w1. Po wyjęciu z opakowania szczoteczka maskary jest dość długa, regularna i według mnie za rzadka – w takiej formie ma za zadanie wydłużyć rzęsy. Po przekręceniu górną częścią trzonka „twist” szczoteczka zmienia się na zakręconą, która ma ekstremalnie podkręcić rzęsy. Ta druga wersja jest zdecydowanie lepsza, ale nie zmienia to faktu, że gdyby nie wodoodporność maskary, to nie dałabym grosza za nią. Uważam, że jest to trochę „wynalazek” stworzony na potrzeby … no właśnie, jakie? nie wiem. W każdym razie nie sprawdziła się u mnie. I pomyśleć, że kosztowała ok 50zł. ehh – wtopa 🙁
Z kolei korektor do brwi z EVELINE bardzo polubiłam już jakieś trzy miesiące temu i nadal mi skutecznie służy. Nie wiem jak Wy, ale ja czasem zwyczajnie nie mam czasu na zabawę w „kolorowanie” brwi, a jak każda z Was mam gdzieś tam braki, które trzeba uzupełnić fizycznie. Produkt, który widać powyżej dosłownie w jedną minutę poprawia wygląd brwi. Wizualnie wygląda tak samo jak maskara do rzęs, wyposażony w szczoteczkę jak do malowania rzęs. Wystarczy tylko przeciągnąć po brwiach i gotowe. Formuła korektora przypomina trochę żel, więc oprócz tego, że układa włoski, to jeszcze je utrwala i nie pozwala im ma swobodne przemieszczanie się wokół niechcianej płaszczyzny. Oczywiście nie uzupełni dużych braków, ale z całą pewnością sprawi, że nie będą tak się rzucały w oczy. Występuje w dwóch kolorach: brązowym i czarnym, ja oczywiście mam brązową – kolor idealny.

Do konturowania twarzy postawiałam podczas urlopu na znany mi i bardzo lubiany Sleek, a konkretnie na paletkę do konturowania 3w1 Sleek w odcieniu Fair. Poręczne, małe, płaskie opakowanie z lustereczkiem, które zawiera puder brązujący, rozświetlający i róż do policzków. Najbardziej z tego trio lubię brązer, jest matowy i można nim perfekcyjnie wykonturować twarz, rozświetlacz jest delikatny i subtelny, róż natomiast jest bladoróżowy i delikatnie opalizuje na złoto. Kolory te świetnie ze sobą współgrają, a dzięki świetnej formule można łatwo i bezproblemowo zacierać granice między nimi. Na wyjazdy idealny, nie trzeba zabierać trzech różnych produktów, wystarczy jeden gustownie zapakowany.

Do utrwalenia makijażu twarzy stosuje ostatnio transparentny puder matowy RIMMEL STAY MATTE. Kolejny mój ulubieniec, bardzo dobrze matuje i trzyma w ryzach cały makijaż przez kilka godzin. Idealny na lato i ekstremalne warunki – ja mam w odcieniu najjaśniejszym i jestem z niego szalenie zadowolona. Polubi go każda posiadaczka skóry tłustej, a już na pewno mieszanej.
Makijaż oczu, jaki wykonałam tylko trzy razy podczas całego pobytu sprowadzał się do nałożenia na powiekę cienia, który wszyscy chyba znają: COLOR TATOO 24HR 35-On and On Bronze Maybelline. Cudownie mieniący się brązowy cień opalizujący na złoto, który wydobywa głębię każdego koloru oczu. Świetny solo, świetny jako baza pod inne cienie, który w tej wersji podbija efekt kolejnego nałożonego cienia – w moim przypadku cień mineralny z La Rosa. Nie powiem Wam jaki to kolor, bo nie wiem 🙂 ale jak widać na zdjęciu to taka wanilia z odrobiną rozświetlacza. Cień ten znalazłam jakiś czas temu w pudełku ShinyBox i właściwie od tamtego czasu bardzo często używam. Jest bardzo wydajny, zużycia nie widać, a służy często i z powodzeniem. 

Kajal do oczu VERYME z Oriflame jest jedynym produktem, który zabrałam ze sobą, a którego nie użyłam ani razu. I bynajmniej nie dlatego, że się nie sprawdza czy go nie lubię – wręcz przeciwnie, jest moim ulubieńcem, ale jakoś nie było okazji do robienia kociego smoky eye’s. Veryme to bardzo miękka kredka, która wyczaruje na naszych oczach od subtelnego aż po mocny efekt smoky. Jest mega czarna i już jedno pociągnięcie sprawia, że oko nabiera wyraźnego spojrzenia.
No i została tylko kolorówka do ust. Od kilku miesięcy stawiam na fuksję na ustach, zakochałam się w tym kolorze bez pamięci – nie chcecie wiedzieć ile pomadek, błyszczyków, kredek i balsamów tego konkretnego koloru zebrałam przez ostatnie pół roku, ja chyba oszalałam!!!
Ale wracając do tematu miałam nad morzem tylko dwie – albo aż dwie, jak kto woli 🙂 Pierwsza z nich to znalezisko w beGlossy, pomadka od Pierre Rene, która pokrywa usta tylko delikatnym filmem w kolorze fuksji. Jest przeźroczysta i może z powodzeniem służyć jako balsam, ponieważ ma świetną nawilżającą formułę i delikatny kolor. Druga pozycja to już nie przelewki – REVLON Just Bitten Kissable to rewelacyjna pomadka w kredce utrzymująca się na ustach do 8 godzin. Kolor jest cudowny, prawdziwy, głęboko nasycony i o pięknym wykończeniu. Podczas jedzenia i picia kolor schodzi równomiernie, ale nie w całości, ponieważ wnika w delikatną skórę ust, zabarwia je i pozostaje tam na baarrrdzo długo.

THE END

I to już wszystko. Sporo tego, prawda? Czy Wy też zabieracie tyle kosmetyków za sobą na urlop? A może mniej lub jeszcze więcej? Znacie te, o których przeczytałyście? Jesteście ich fanami, czy może wręcz przeciwnie?

W sumie to kosmetyczka nie była aż tak wielkich rozmiarów – w większości to miniatury produktów. Ale jednego możecie być już teraz pewni – większość z produktów pielęgnacyjnych była przeze mnie opisywana i recenzowana tutaj. Wszystkie produkty o których piszę są przeze mnie skrupulatnie nie tyle testowane, co po prostu stosowane. O kolorówce nie piszę, ponieważ nie jest makijażystką i nie czuję się w temacie.

Buziole, pa, AGA.
A jutro już wrzesień, jak ten czas szybko leci …

Powrót na górę