- przez Agnieszka KzMP
Zanim odpowiem na pytanie zawarte w tytule, które jest nieodłącznym elementem prezentowanych przeze mnie w tym wpisie kosmetyków, pozwolę sobie na trochę oderwany od tematyki urodowej wstęp.
Byłaś kiedyś na Lazurowym Wybrzeżu? Ja byłam dwukrotnie, i nie mam tutaj na myśli zorganizowanej wycieczki typowo wypoczynkowej przez biuro podróży, choć przyznaję, że wypoczynek na plażach Nice, Cannes czy Monako jest niezwykle urokliwy. Niezmiernie miło wspominam podróże po Europie własnym środkiem transportu – samochodem, najdalej dotarliśmy na południe Hiszpanii. Takie podróże dają wolność i całkowicie własną interpretację przebywanej trasy. Możesz zatrzymać się gdzie tylko chcesz, możesz zwiedzić po drodze to co tylko zechcesz, nie spóźnisz się na autobus, pociąg, samolot. Zabierasz przewodnik i … jedziesz. Dlaczego o tym wspominam? Dlatego, że na opakowaniach prezentowanych przeze mnie kosmetyków znalazłam informację, że ich zapachy powstały w słynnym laboratorium perfumeryjnym w Grasse.
Grasse to miejscowość we Francji w rejonie Lazurowego Wybrzeża i stolica perfum nie tylko tego rejonu, niejednokrotnie uznawane jest za światową stolicę perfum. Poza klasyfikacją terytorialną to centrum produkcji naturalnych aromatów słynące na całym świecie ze swojego przemysłu perfumeryjnego – to właśnie tam znajdują się najsłynniejsze wytwórnie perfum kreujące kompozycje zapachowe najbardziej znanych kosmetyków. I choć tradycje tych wytwórni sięgają XVIII wieku to działają po dziś dzień i w każdej z nich znajduje się muzeum oraz salon sprzedaży, gdzie można kupić produkowane tradycyjnymi metodami wyroby perfumeryjne. A ja choć byłam tak blisko, to nie wiedziałam wówczas o tym i nie odwiedziłam tego miejsca (a to tylko 60 km od Nice – dla kogoś, kto nie jest zależny od komunikacji lokalnej to trasa do łatwego przebycia). Podobno zapach perfum unosi się w Grasse wszędzie…
Nie, to nie jest wpis o perfumach 🙂 To tylko kremy do rąk, albo aż do rąk – zima nie odpuszcza i dobry krem na wagę złota. Jeśli miałabym określić jakich kosmetyków pielęgnacyjnych mam najwięcej, to byłyby to właśnie kremy do rąk: stoją w kuchni, salonie, sypialni, na biurku przy komputerze i oczywiście w torebce. Rzadko wracam do tych samych, a kremy do rąk Balade en Provence znalazłam w internetowym asortymencie perfumerii Douglas. Na pierwszy rzut oka zwróciłam oczywiście uwagę na opakowania wzorowane na owocach jabłka i gruszki. Swoją drogą, to myślałam, że są „zarezerwowane” dla rynku azjatyckiego, bo tylko tamtejsze kosmetyki widywałam w uroczych opakowaniach niczym najsłodsze owoce, ale wydaje mi się, że będziemy je spotykać coraz częściej.
Dobry krem do rąk – dla mnie – to krem posiadający bogatą formułę, dającą długotrwałe nie tylko nawilżenie skóry dłoni, ale również i regenerację. Zimą nie interesują mnie kremy do rąk, które natychmiast się wchłaniają i choć dają nawilżenie skórze, to szybko okazuje się, że to za mało. W tym miejscu przyznam się również, że nie do końca lubię wkładać rękawiczki… Jeśli występują mocno minusowe temperatury to oczywiście z nich korzystam, ale nie spotkasz mnie w nich w granicach temperatur zerowych. Podobnie z czapką – nie lubię :/
Zapewne zauważyłaś już powyżej, że kremy do rąk Balade en Provence posiadają bogatą formułę, z łatwością się jednak aplikują. W ich składzie znajdziesz 92% składników pochodzenia naturalnego i aż 20% masła shea, a dodatkowo olej ze słodkich migdałów, glicerynę i witaminę E – to produkty wegańskie pozbawione parabenów i barwników. Składy obydwu tych kremów są identyczne, różnią się jednak zapachem zawartym w związkach zapachowych (parfum). I jak zapewne się domyślasz, te zapachy są niepowtarzalne, z niebywałą dokładnością odwzorowane. Zapach soczystych, dojrzałych w słońcu jabłek oraz słodkich gruszek jest taki, jakie są moje wyobrażenia o tego typu naturalnych zapachach. Oczywiście weź poprawkę na to, że to są zapachy perfumowane, z mojego jednak punktu widzenia są doskonałe.
Pomimo, że na opakowaniu zamieszczona jest informacja, że krem natychmiast się wchłania, to jednak z mojej strony tak nie jest. Nie znaczy to oczywiście, że po aplikacji kremu nie możesz wziąć do ręki np. szklanki w obawie, że jej nie zdołasz utrzymać. Spokojnie – warstwa, która pozostaje nie powinna przeszkadzać Ci w codziennych obowiązkach, ponieważ to nie jest tłusty film, a raczej aksamitna warstwa zabezpieczająca skórę. Nawilżenie skóry w tym przypadku jest długotrwałe, podobnie zresztą jak i zapach, który w miarę upływu czasu traci na intensywności, ale jednak pozostaje na dłoniach aż do kolejnego ich mycia.
Kremy te zaspokajają moje oczekiwania względem tego typu produktów i potrzeby mojej skóry w całości. Wyróżniają się na tle innych i zapadają w pamięci. Z racji tego, że zdecydowanie więcej spożywam jabłek, to wersja o zapachu soczystego jabłka bardziej do mnie przemawia pod kątem zapachowych, nie zmienia to jednak faktu, że gruszkę też w całości wysmaruję 🙂
Jeśli zatem od kremu do rąk oczekujesz długotrwałego nawilżenia, regeneracji i odżywienia, to już wiesz gdzie je szukać – polecam! I w tym przypadku moim zdaniem zapach ma ogromne znaczenie.
A Grasse? Z pewnością kiedyś odwiedzę!
Jakiego kremu do rąk aktualnie używasz? Zapach kosmetyku ma dla Ciebie duże znaczenie czy raczej stawiasz tylko na działanie?
Pozdrawiam, Aga 🙂