- przez Agnieszka KzMP
Ostatnie zestawienie nowości publikowałam na blogu w grudniu ubiegłego roku, pomyślałam więc, że zbiorę kosmetyki, które pojawiły się u mnie ostatnimi czasy i pokaże je Wam w jednym wpisie. To również swego rodzaju podpowiedź, o jakich markach i kosmetykach przeczytacie u mnie na blogu w najbliższym czasie. Wcale nie było mi łatwo zebrać je i pokazać w jednym wpisie, i cały czas świeci mi się lampka w głowie, czy aby na pewno o żadnym nie zapomniałam. To nie są kosmetyki, które trafiły do mnie w tym miesiącu, kilka z nich używam już np. od dwóch miesięcy, więc to również wskazówka w którą stronę pielęgnacji idę – a czy to będzie słuszna droga, to okaże się w najbliższym czasie.
W całym poniższym zestawieniu nie znajduje się ani jeden kosmetyk, który otrzymałabym w ramach współpracy, wszystkie pojawiły się u mnie z mojej własnej inicjatywy – nabyłam je drogą kupna lub otrzymałam od bliskich mi osób, które były bardzo dobrze poinformowane, że chciałbym je włączyć do swojej pielęgnacji, przetestować i wydać opinię na blogu.
Olejki do demakijażu rozgościły się na dobre w mojej pielęgnacji, choć bałam się ich jak przysłowiowego ognia – myślę, że nie jestem odosobnioną posiadaczką cery mieszanej w kierunku tłustej, borykającą się z rozszerzonymi porami i zaskórnikami, która miała obawy, czy aby na pewno olejki do tego rodzaju cery są bezpieczne. Ale kiedy z przyjemnością zużyłam olejek z Nova Kosmetyki GoCranberry, to postanowiłam spróbować olejków do demakijażu innych marek – tak się składa, że obydwie polskie. Mój wybór padł oczywiście na Resibo, ale muszę Wam się przyznać, że z dwóch prezentowanych powyżej jako pierwszy otworzyłam Clochee i jestem póki co z niego zadowolona – pachnie bardzo delikatnie i przyjemnie. Spotkałam się z opinią, że on pachnie lnem, ja natomiast wyczuwam w jego aromacie delikatny cytrusowy zapach. Odpowiada mi, ale myślę, że dla porównania kwestią czasu jest, że spróbuję Resibo. Z pewnością obydwa produkty będą miały swoje stałe miejsce na blogu.
Krem pod oczy na noc YstheAL Avene stosuję już od prawie dwóch miesięcy i odpowiada mi z wielu powodów: opakowanie z pompką, lekka konsystencja i szybko się wchłania. Mimo, że jest lekki, to jego formuła wyposażona jest w retinaldehyd, opatentowaną substancję aktywną, która stymuluje odnowę komórkową skóry. Z tego tez powodu Producent zaleca jego aplikację tylko na noc. Na efekty trzeba było trochę poczekać ale widzę, że krem wygładza skórę pod oczami – jego pełna recenzja pojawi się już wkrótce.
Olejek regenerujący do twarzy, szyi i dekoltu Dermika Skin Calligraphy użyłam dopiero kilka razy, więc za wcześnie na jednoznaczne stwierdzenia o jego fenomenie, ale zbiera on bardzo pozytywne opinie, więc nie przewiduję zawodu. Póki co mogę stwierdzić, że pięknie pachnie, potrzebuje czasu na całkowite wchłonięcie, ale zaaplikowany na całą noc bardzo dobrze nawilża i wygładza skórę.
Serum LIQ CC – bogate serum antyoksydacyjne w 15% zawartością witaminy C i 1% witaminy E. Ja zdecydowałam się na wersję bogatą i absolutnie nie żałuję. To jedno z najlepszych według mnie kosmetyków typu serum z wit. C. Znamy się już od prawie dwóch miesięcy i niebawem pojawi się jego recenzja, na którą już dzisiaj zapraszam – warto poznać ten produkt.
Zapasy, ach te zapasy 🙂 Kosmetyki NUXE już pokazywałam w nowościach, ale dość długo czekały na uroczyste otwarcie. Tak długo (ale bez przesady), że ja preparatu przeciwstarzeniowego Nuxellence Jeunesse nie widzę na oficjalnej polskiej stronie Producenta, ale o ile pamięć mnie nie zawodzi to widuję go w Super Pharm. W praktyce to emulsja/lekki krem, który bardzo szybko się wchłania, można używać solo, można pod np. rano pod krem z filtrem. Lekko napina skórę, świetnie nadaje się pod makijaż, ale jeszcze za krótko się znamy aby wydać ostateczną opinię.
Z kolei Nuxellence Detox jeszcze nie otworzyłam, ale lada dzień nadejdzie i na niego pora 🙂
Odżywczy krem Embrylisse to ulubiony dermokosmetyk paryżanek i ostatnio częsty bywalec w kolorowych magazynach dla kobiet, na blogach również się pojawia. Niestety, chyba u mnie się nie sprawdza, choć użyłam go dosłownie kilka razy. Producent informuje na opakowaniu, że krem zawiera olejek zmiękczający i gamę witamin – ja na drugim miejscu w składzie, tuż po wodzie widzę parafinę. Nie zdarzyło mi się narzekać na kosmetyk z parafiną, dotychczas mi nie szkodziła, ale po użyciu tego kremu na noc, moja skóra jest mocno przetłuszczona i obawiam się, że w dłuższej perspektywie może moją skórę zwyczajnie zapchać. Pokombinuję jeszcze, ale szału nie przewiduję 🙁
Regenerująca maseczka do twarzy Origins z różaną glinką – świetna, za chwilę na blogu ukaże się jej recenzja 🙂
Kończę maseczkę błotną z Sephora a w jej miejsce kupiłam enzymatyczną maskę Ava Laboratorie z serii Beauty Home Care. Zbiera świetne opinie, zobaczymy czy sprawdzi się u mnie 🙂
O kremie koloryzującym Avene SPF50+ pisałam kilka dni temu, więc tylko wspomnę, że to świetny krem, lekki, szybko się wchłania, nie pozostawia białego nalotu i bardzo fajnie wyrównuje koloryt skóry – recenzja tutaj [klik].
Krem ochronny do twarzy SKIN79 SPF50+ posiada doskonałe walory zapachowe, bardzo wysoką ochronę i całą masę naturalnych ekstraktów. Jest w pełni filtrem mineralnym, sprawdzi się zatem bardzo dobrze u alergików. Myślę, że jestem już gotowa na jego recenzję, wszystko jest OK, ale potwornie bieli skórę i wymaga czasu na stopienie się z nią.
Krem BB SKIN79 wersja Orange – Hot Pink również bardzo mi odpowiadała, zużyłam do ostatniej kropelki, ale Orange jest lżejszy, dzięki czemu lepiej się rozprowadza. Kolor również na plus, ideą jego stworzenia był koloryt skóry Europejek a nie Azjatek, więc wpada w żółte tony a nie szare. Dodatkowo najwyższy SPF50, w pink jest SPF30.
Od dawna chciałam sprawdzić wodę winogronową Caudalie Paris i w końcu skusiłam się – faktycznie koi i odświeża skórę, ale to potrafią też wody termalne, które często bywają u mnie. Póki co zdecydowanych różnic nie widzę, ale wstrzymam się z werdyktem jeszcze trochę, może mnie zaskoczy 🙂
W Rossmannie znalazłam wodę termalną CARAMANCE z dodatkiem aloesu, duża pojemność 300 ml kosztuje ok. 20 zł, więc nie jest źle. Myślę, że w upalne dni będzie świetnie chłodziła, podejrzewam, że na twarzy również szkód nie narobi.
Oczyszczający tonik Douglas trafił do mnie całkiem przypadkiem, jeszcze nie używałam, ale opinie ma bardzo dobre.
Olejek do opalania Bioderma – ponownie u mnie, świetny olejek, który zapobiega zaczerwienieniom w pierwszej fazie opalania. W ubiegłym roku pisałam recenzję tutaj [klik].
Brązująca woda termalna Uriage – też już znam, tym razem napiszę recenzję 🙂
Bielanda Argan Bronze – krople samoopalające. Użyłam kilka razy, ale coś mi nie podchodzą. Pamiętam, że olejek z tej serii dla skóry tłustej też nie był u mnie wielkim odkryciem, myślę, że zużyję je dodając do balsamów do ciała. Ale dzięki temu skusiłam się w końcu na kropelki brązujące Clarins – nowy nabytek, jeszcze nie użyłam ani razu, ale mam duże oczekiwania wobec tego produktu.
Samoopalacz Vita Liberata dojrzewał od ubiegłego roku, a to tylko dlatego, że miałam kilka innych samoopalaczy. Znam ten produkt, ponieważ zużyłam trzy jego małe tubki i jest świetny. Ale zapewne już to wiecie, bo nie znam osoby, która by go nie polecała 🙂
Rajstopy w sprayu St. Moriz spotkałam w Dougals, kosztowały 25 zł, więc zobaczymy czy będą lepsze od dużo droższych Sally Hansen? Miałyście?
Samoopalacz w musie Avon to podobno dobry samoopalacz, wiele dziewczyn go poleca, więc chętnie i ja poznam jego działanie. Cenowo również przedstawia się dobrze, cena regularna to ok. 20 zł, więc sprawdzę i dam znać 🙂
BIOLOVE, nowe love z Kontigo. Kosmetyki naturalne o pięknych, kuszących zapachach i w przystępnych cenach. Seria malinowa: peeling i krem do rąk już w użyciu, świetny peeling. Seria borówkowa: żel do mycia ciała i mus do ciała – prawdopodobnie trafi do kolejnego boxa, o którym już myślę, więc będzie dla Was 🙂
Bardzo udana kokosowa seria Fa, wczoraj w denku mydło do rąk i kremowy żel pod prysznic, dzisiaj pokazuję Wam płynny żel Coconut Water, z naciskiem na płynny, który pachnie najciekawiej z całej serii 🙂
A pozostając w tematyce kokosów, to krem do rąk z Palmers również zaspokoi zapewne większość z Was.
Maseczki do twarzy Klaresa zupełnie mi nie znane, ale płatki pod oczy Estetica Group świetne. Wspominałam już o nich we wczorajszym wpisie – polecam, dostępne w m.in. w Biedronce 🙂
Maski na tkaninie L’Biotica lubię, szczególnie wersję nawilżającą z algami oceanicznymi, tym razem postanowiłam sprawdzić również oczyszczającą z aloesem. Na blogach przewijają się też maski peelingujące do dłoni, więc mam i ja – a ich działanie sprawdzę może nawet jeszcze dzisiaj.
Na koniec koreańskie maski na tkaninie do twarzy, na razie niewiele wiem w tym temacie, na pewno polecam Missha z drzewem herbacianym do cery zanieczyszczonej i tłustej. Jak się sprawdzi reszta? Mam nadzieję, że równie dobrze 🙂
Wpadło Wam coś w oko? A może już znacie te kosmetyki, opiszcie swoje wrażenia z ich stosowania lub wklejcie link do swoich recenzji – z przyjemnością poczytam 🙂
Pozdrawiam, Aga 🙂